  fot. Richard Langdon / Perth 2011 | 
        
    
Odliczanie do   Igrzysk Olimpijskich Londyn 2012 trwa. Polscy   zawodnicy nadal walczą – jedni o   zwycięstwo w eliminacjach krajowych, a inni o   kwalifikację dla kraju. Z polskimi deskarzami,   Piotrem Myszką, Przemysławem Miarczyńskim oraz   ich trenerem Pawłem Kowalskim, rozmawia Zofia   Truchanowicz.Dzisiaj   przyjrzymy się klasie RS:X, gdzie walka o start   w Weymouth toczyła się nie tyle o samo miejsce   dla Polski, ale o zwycięstwo w krajowych   eliminacjach. RS:X jest bowiem jedną z   dwóch klas, gdzie polscy reprezentanci   na Igrzyska w Weymouth są już wyłonieni.   Przypomnijmy, że imprezami kwalifikacyjnymi dla   polskich deskarzy były:
    - regaty Pucharu Świata Skandia Sail for   Gold 2011 w Weymouth,
 
    - regaty przedolimpijskie 2011 (prawo   startu miał tylko 1 zawodnik z Polski),
 
    - Mistrzostwa Świata 2011 w Perth.
 
Zawodnik, który zdobył największą ilość   punktów, uzyskiwał prawo reprezentowania   Polski na Igrzyskach. Wśród pań   bezkonkurencyjna okazała się Zosia   Noceti-Klepacka, która srebrnym medalem   na Mistrzostwach Świata zapewniła Polsce   kwalifikację olimpijską, a sobie udział w   trzecich już z rzędu Igrzyskach. Do tej pory   Zosię mogliśmy podziwiać w Atenach i Qingdao,   gdzie niestety, pomimo wyśmienitej formy, nie   udało jej się sięgnąć po medal. To jednak nie   zraziło naszej czołowej deskarki i aktualnie   Zosia, pod czujnym okiem trenera Pawła   Kowalskiego, przygotowuje się do olimpijskich   zmagań u wybrzeży Argentyny. Wielu   kibiców młodej zawodniczki YKP Warszawa   wierzy, że to jest jej czas i że w końcu   ziszczą się marzenia o olimpijskim krążku, za   co trzymamy kciuki. 
W konkurencji mężczyzn   dwóch czołowych deskarzy świata,   Przemysław „Pont” Miarczyński i   Piotr Myszka, stoczyło zaciętą walkę na   najwyższym poziomie. Uzyskanie kwalifikacji dla   kraju w klasie RS:X, w której Polska   stanowi światową czołówkę, nie budziło   żadnych wątpliwości. Ale pytanie, który   z panów pojedzie do Weymouth spędziło   sen z powiek nie tylko samym zawodnikom, ale   także trenerom i kibicom śledzącym na bieżąco   tę polską rywalizację. Ostatecznie, już regaty   przedolimpijskie rozegrane w sierpniu w   Weymouth dawały sporą przewagę punktową   Przemkowi. Prawo startu w tej imprezie   wywalczył, zajmując 5. miejsce w regatach   Pucharu Świata Skandia Sail for Gold,   wyprzedzając Piotrka o jeden punkt! 3. miejsce   Ponta na regatach przedolimpijskich tym   bardziej zmniejszyło szanse Piotra Myszki na   odrobienie straty punktowej podczas Mistrzostw   Świata w Perth. W rezultacie Piotr zakończył   Mistrzostwa Świata ze srebrnym medalem na szyi,   a Przemek na 4. miejscu i to właśnie Przemek   będzie reprezentował nas na Igrzyskach. A co   sam zwycięzca krajowych eliminacji ma nam do   powiedzenia?
Zofia Truchanowicz:   Zacznę od gratulacji z powodu wygrania   krajowych eliminacji na Igrzyska!   Reprezentowałeś już Polskę na Igrzyskach w   Sydney, Atenach i Qingdao. Jakie to uczucie   stawać po raz czwarty przed szansą walki o   olimpijskie laury? Przemysław   Miarczyński: Oczywiście, bardzo się   cieszę, że po raz kolejny udało mi się wygrać   eliminacje. Do tej pory, niestety, nie udało mi   się stanąć na podium IO, przez co – nie   da się ukryć – czuję lekką presję, co w   kontekście samego startu nie jest łatwe.   Zdecydowanie wolałbym pojechać raz i przywieźć   od razu złoto :-). Wierzę, że mogę z Weymouth   przywieźć medal i zrobię wszystko, w granicach   rozsądku oczywiście, żeby to zrobić.
ZT: Na desce   „stoisz” od 1987 roku. Co skłoniło   cię do rozpoczęcia przygody z   windsurfingiem?
    
        
              
            Przemysław Miarczyński  / fot. Cezary Piórczyk 
             | 
        
    
PM:   Mój Tata wspólnie z wujkiem   Stanisławem Partyką byli amatorami tego sportu,   dzięki czemu bardzo szybko miałem możliwość   spróbowania i nauki pływania na desce.   Poza tym, jak się później okazało, byli   oni świetnymi instruktorami. Gdy miałam 9 lat   rodzice zapisali mnie do Sopockiego Klubu   Żeglarskiego, gdzie podczas pierwszych   zawodów, mimo młodego wieku, wypadłem   bardzo dobrze. Po kilku treningach spodobało mi   się na tyle, że pływam do teraz (25 lat) i   nadal sprawia mi to ogromną przyjemność.
ZT: Od ponad 15 lat ścigasz się w   światowej czołówce. Masz jakiś   sprawdzony przepis na sukces?PM:   Najlepszym przepisem jest ciężka praca i   czerpanie przyjemności z tego, co się robi.   Ogromne znaczenie ma również dobra   współpraca z trenerem oraz całą grupą   zawodników, z którymi trenuję.
ZT: Jesteś trzykrotnym   Olimpijczykiem, wielokrotnym medalistą   Mistrzostw Świata i Europy, czterokrotnie byłeś   wybierany Żeglarzem Roku, ale przede wszystkim   jesteś mężem i ojcem. Jak tak liczne   osiągnięcia sportowe przekładają się na Twoje   codzienne życie?PM: Nie da   się ukryć, że to właśnie dzięki wynikom w   sporcie i temu, że ktoś je docenia, stać mnie   na normalne życie i utrzymanie rodziny. Od 12   lat bardzo wspiera mnie i mój klub firma   Ergo Hestia, a od tego roku współpracuję   też z Kredyt Bankiem. Dzięki tej pomocy mogę   spokojnie przygotowywać się do zawodów.   Wyczynowe uprawianie sportu wiąże się z wieloma   wyjazdami w ciągu roku, co niestety nie jest   łatwe w kontekście rozstań z rodziną. Przede   wszystkim jestem pełen podziwu i bardzo   dziękuję mojej żonie Kasi. Jesteśmy razem już   16 lat i przez praktycznie cały ten czas życie   podporządkowane jest mojemu pływaniu. Nie   pamiętam, kiedy byliśmy razem na normalnym   urlopie. Zwykle wspólny wyjazd połączony   jest z moim treningiem.
ZT: Krajowe   eliminacje do Igrzysk dostarczyły nam sporo   emocji. Jak opisałbyś współzawodnictwo z   Piotrkiem Myszką o bilet do Londynu?PM:   Muszę przyznać, że były to   najtrudniejsze eliminacje ze wszystkich, w   których do tej pory startowałem.   Świadomość tego, ze Piotrek jest jednym z   najlepszych zawodników świata w klasie   RS:X zdecydowanie mobilizowała mnie do pracy,   ale również była powodem sporych nerwów i stresu przed i w trakcie najważniejszych startów. Najtrudniejszą częścią eliminacji był dla mnie czerwcowy Puchar Świata w Weymouth, którego wynik decydował, kto pojedzie na zawody testowe Pre-Olympic. Cieszę się, że trenowaliśmy razem do tych eliminacji i teraz, po ich zakończeniu, dalej wspólnie pracujemy.
ZT: Jak oceniasz akwen olimpijski w Weymouth?PM: W Weymouth będziemy się ścigać na kilku akwenach, więc warunki mogą być bardzo zróżnicowane. Trasa ustawiona blisko portu, z którego wypływamy, charakteryzuje się małym zafalowaniem i z reguły bardziej zmiennym, ale nieco silniejszym wiatrem. Na trasach ustawionych dalej od portu można się spodziewać znacznie większego zafalowania i raczej równiejszego, lecz słabszego wiatru. Reasumując, mogą tam być każde warunki :-). Czy korzystne dla mnie? Dlaczego nie. Postaram się tak przygotować, żeby były korzystne.
ZT: Czego możemy się spodziewać po twoim starcie na Igrzyskach?PM: Na pewno dużych emocji i postaram się, żeby były to emocje pozytywne!
ZT: Jak wygląda przeciętny dzień nieprzeciętnego deskarza?PM: W domu zazwyczaj zaczynam dzień od wspólnego śniadania i kawy z żoną Kasią. Później jest czas na trening (siłownia/rower/squash/bieganie/latem pływanie), załatwianie prywatnych spraw i zabawę z dziećmi Ewą (3 lata) i Patrykiem (9 miesięcy). Na zgrupowaniach też zwykle zaczynam dzień od śniadania, tyle że później jest więcej czasu na trening :-). W zależności od warunków pogodowych robimy 1 długi lub 2 krótkie treningi na wodzie, w czasie których testujemy sprzęt, rozgrywamy wyścigi treningowe, ćwiczymy technikę. Następnie przerwa na lunch i kolejny trening (rower/squash/bieganie), a na koniec kolacja, po której czasami idę na basen, odnowę biologiczną lub masaż.
